W poszukiwaniu miłości

   O miłości napisano już tysiące traktatów , a wciąż pojawia się uczucie, że nie da się opisać jej słowami. To, co najczęściej człowiek ma na myśli, to raczej przejawianie się jej aniżeli sama istota miłości. A gdy jeszcze dołożymy cały wachlarz emocji, wzorców zachowań w stosunku do ukochanej osoby, wychodzi nam raczej żałosny obraz naszych egoizmów, które niczym rozkapryszone dzieci domagają się adoracji i zaspokajania swoich potrzeb. I tak oto ze słowami miłości na ustach zaczynamy instrumentalnie traktować osobę, którą , o ironio , nazywamy sobie najbliższą.

   Wszystko w nas się zaczyna i w nas się kończy. Kiedy otwieram się na miłość, będę jej doświadczać. Kiedy moje serce jest zamknięte, odcinam się od miłości. A czym jest miłość? Można by się pokusić o stwierdzenie, że jest Absolutem, wzrastaniem, rozwojem, deszczem na pustyni, wiosną po długiej zimie, naturą wszechrzeczy, źródłem szczęśliwości, czystością. Czy człowiek w całej swej ułomności jest w stanie wznieść się na takie wyżyny? Jeśli potrafi pokochać siebie pomimo swoich wad i grzechów, to już jest na dobrej drodze. I w tym tkwi jego doskonałość, jego boska cząstka. Ale aby tak się stało, potrzeba uświadomienia prawdy o nas, rachunku sumienia, odpuszczenia win sobie i innym, wybaczenia. I najważniejsze: czy kochamy realną, rzeczywistą osobę, czy tylko jej wyobrażenie? To najważniejsze z pytań na dziś. W świecie, gdzie tak trudno ludziom zaakceptować rzeczywistość taką, jaka ona jest i codziennie widzimy efekty wypierania, to pytanie jest jak najbardziej uzasadnione.

   Pamiętam, jak pojawił się u mnie mężczyzna lat 42, inteligentny inżynier, kawaler mający już konkretnie sprecyzowane oczekiwania wobec partnerki. Oczywiście młoda, piękna blondynka, wysoka, zgrabna ... ect. Nawet przyniósł zdjęcie wycięte z jakiejś gazety. I taką kobietę znajduję, podaję(nazwijmy go panem X), mu numer telefonu do niej i co? I nic, nigdy do niej nawet nie zadzwonił. Dlaczego?

   Nie zadzwonił, nie spotkał się z tą wymarzoną, dlatego, że gdyby go ona, ta realna odrzuciła, to nawet już wyobrażenia by nie miał. Jak często rezygnujemy z czegoś realnego na rzecz wyobrażeń, fikcji i lęku?! Jak często chcemy sięgać po coś , co absolutnie nawet do nas nie pasuje albo do niczego nie jest nam potrzebne? Odrealnianie świata czemu skutecznie przyczyniają się niestety wszelkie media i my sami, godząc się przez to na coś “zamiast”.

   Miłości nie można zobaczyć kierując się na zewnątrz. Tylko we wnętrzu znajdziemy odpowiedzi na każde pytanie, o ile mamy odwagę je zadać, a potem przyjąć odpowiedź. Ludzie zachodu raczej mało uwagi poświęcają refleksji nad sobą, kim jestem “ja”, co czuję, jak żyję? Również kwestie odpowiedzi pozostawia naukowcom, którzy sami pozostają we własnym dualizmie poznawczym próbując pogodzić wiarę w Boga z naukowym wytłumaczeniem powstania wszechświata. Zarażeni na własne życzenie takim dualizmem, coraz bardziej pozostajemy osamotnieni, zagubieni i oderwani od natury wszechrzeczy. Staliśmy się niewolnikami maszyn, które mają nam wyliczyć statystyczne prawdopodobieństwa, jako gwarancja, że jeśli będzie 100 mężczyzn i jedna kobieta, to ona ma o wiele większe szanse się zakochać niż ta, co ma wokół siebie tych mężczyzn o połowę mniej. Nonsens- ani jedna ani druga nie ma żadnej gwarancji, żadnego prawdopodobieństwa. Chyba, że za miłość weźmiemy chwilowe zauroczenia, pociąg seksualny a nawet strach przed samotnością czy nie spełnieniem oczekiwań rodziców. Błądząc w takim labiryncie wciąż wierzymy, że gdzieś tam jest ta jedna jedyna prawdziwa miłość, choć tak naprawdę nawet nie potrafimy jej zdefiniować. I aż się ciśnie na usta : błąkał się po całym świecie aby dojść do Pacanowa, szukał biedaczysko tego, co jest bardzo blisko ( z bajki o koziołku Matołku).

Ewa Nadolna