Czy człowiek współczesny potrzebuje inicjacji?

   U ludów pierwotnych to "magiczne" przejście w dorosłość poprzez inicjację powodowało otwarcie się na tę dorosłość naszej psychiki. To jak przeskok z jednej jakości myślenia, postrzegania w drugą. Ta "magiczna" granica miała za zadanie uporządkowanie całego cyklu życia. Jak w zagadce Sfinksa zadanej Edypowi.

   Kto to jest? Rano chodzi na czterech nogach (dziecko), w południe na dwóch ( dorosły) a wieczorem na trzech nogach (starzec). Inicjacja umożliwiała w płynny ale stanowczy sposób przejść z jednego stanu w drugi. Jaki to jednak miało wpływ na naszą duchowość? Prawda jest taka, że człowiek nie może w pełni żyć w oderwaniu od swojej duchowości. Oczywiście nie chodzi o to, że bez niej umrze w sensie dosłownym. Wybierając świadomie czy też nieświadomie życie bez duchowości, i tak w pewnym momencie za tą duchowością zatęsknimy. Już Jung zwrócił na to uwagę mówiąc o dwóch fazach w życiu człowieka. W pierwszej połowie życia zadaniem człowieka jest przystosowanie się do rzeczywistości zewnętrznej, w drugiej zaś do wartości wewnętrznej. O ile w pierwszej fazie mówi o celach naturalnych t.j płodzenie dzieci i zapewnienie im opieki, zarobkowanie, zdobycie pozycji zawodowej, o tyle już w fazie drugiej chodzi nam o realizację celów kulturowych.

   Z moich obserwacji wynika, że człowiek współczesny o wiele dłużej obecnie tkwi w fazie pierwszej, a niejednokrotnie tkwi w niej do końca życia. Obecny styl życia, który preferuje konsumpcjonizm, wymagający jakby nie patrzeć, zdobywania coraz większej ilości pieniędzy aby móc zaspokajać coraz to nowe zachcianki sprawia, że cele kulturowe nigdy nie doczekują się realizacji. Mówiąc cele kulturowe nie mam tu na myśli kultury jako takiej (np. chodzenie do kina) , ale szeroko pojęty rozwój, w tym także duchowy.

   O ile kiedyś cel pierwszy osiągano w miarę młodym wieku i “wyprowadzając” potomstwo z gniazda można było przejść do fazy drugiej, o tyle obecnie w momencie tak drastycznego przesunięcia się czasowego fazy pierwszej (wydłużenie czasu edukacji, późnie wchodzenie w związki trwałe, stałe, późnie rodzenie dzieci) nastąpiło skrócenie czy nawet wyeliminowanie fazy celów kulturowych. Obecnie zdobywanie dóbr materialnych, pozycji zawodowej, jest tak silną motywacją, że spychany jest na plan dalszy rozwój życia prywatnego. W efekcie, co wydaje się zaskakujące, zaczynają się pojawiać wykształcone, ładne kobiety/mężczyźni, które nigdy nie uprawiały seksu z druga płcią, nigdy nie były w związku. Duże firmy, korporacje wolą ludzi wolnych w sensie emocjonalnym, uczuciowym. Jeśli ślub to z firmą. Bazowanie na uzależnieniach kredytowych jakby dopełnia podrzędności pracownika wobec pracodawcy, co też firmy chętnie wykorzystują w dyscyplinowaniu pracownika aby osiągnąć to, co chcą, nie oglądając się, jaką cenę za to płaci pracownik i jego rodzina. Pogodzenie oczekiwań pracodawców z oczekiwaniami fazy pierwszej staje się zbyt trudne lub wręcz niemożliwe. W efekcie nastąpił dramatyczny wzrost rozwodów i związków rezygnujących z posiadania dzieci.

   Wyniesione na piedestał słowo SAMOREALIZACJA, niczym mantra powtarzana jest teraz codziennie w mediach, w pracy, w tramwaju ect. I o dziwo, wydawało by się, że ludzie inteligentni przynajmniej by sięgnęli do słownika, aby wiedzieć, co to oznacza. Że nie jest to, jak ogólnie się przyjęło, że ja sam/sama się samorealizuję, co w efekcie daje nam związki na zasadzie” ty się samorealizuj, ja się samorealizuję i nie właź mi z butami w moją samorealizację ( co uznane zostanie za ograniczenie wolności), a czasami spotkamy się w sypialni. Samorealizacja nie jest możliwa jako coś, co osiągam samemu. Tylko w grupie, rodzinie, w związku, w społeczeństwie jest to możliwe, nie ma innej opcji.

   Do samorealizacji potrzebujemy punktów odniesień. Luster, które odbiją nam nasze wady i zalety, lęki, wzorce zachowań. Takim lustrem jest drugi człowiek, partner życiowy, jest też moja świadomość i moje wyższe “ja”, moja boska cząstka we mnie. Ale aby osiągnąć taką świadomość nie wystarczy tylko czytanie poradników psychologicznych czy dotyczących rozwoju duchowego. Trzeba wiedzieć co chcemy przez to osiągnąć, w jakiej sferze życia i jakich użyć narzędzi. A takimi narzędziami będzie medytacja, regresing czy joga. I zawsze należy pamiętać, że każdy z nas ma swoją drogę do przejścia od nieświadomości do świadomości. Nikt nas w tym nie zastąpi, nawet najlepszy nauczyciel czy mistrz na świecie. Czasy współczesne nie ułatwiają tej drogi zwłaszcza, że wyraźnie widać na każdym kroku zubożenie intelektualne społeczeństw.

   W sferze technicznej może i poszliśmy do przodu ale intelektualnie się uwsteczniliśmy o 100 lat. Brakuje nam odwagi by podejmować trudne decyzje. Unikamy wyzwań w życiu prywatnym, hodujemy silne wzorce lęków przed odrzuceniem. Niska samoocena i brak poczucia bezpieczeństwa sprawia, że partnera postrzegamy jako osobę ograniczającą. I nawet najpiękniejsze uczucie miłości może być postrzegane jak “choroba“, która osłabia. Czy zatem w takich czasach człowiek nadal potrzebuje inicjacji?

Ewa Nadolna